Za atrakcyjne uważa się zaledwie 4% Polek. Większość z nas ma zapisane głęboko w świadomości przekonanie o własnych niedostatkach i surowo ocenia swój wygląd. Może dlatego, że żyjemy jakby pod coraz większą presją jednego, obowiązującego kanonu urody, z zawyżonym standardem, nieosiągalnym dla przeciętnego śmiertelnika. Prezentują go telewizyjne dziewczyny z reklamy – młode, szczupłe, długonogie, z jędrnym biustem i burzą włosów. Zapatrzone w nie zapominamy, że świat, który nas otacza, to nie Hollywood. Powinna się w nim znaleźć publiczna przestrzeń dla kobiety dojrzałej, wyglądającej normalnie jak sąsiadka, której urok emanuje z wnętrza. Czy to, że nie mieści się w rozmiarze 36, ma trochę piegów i zmarszczek, oznacza brak urody, atrakcyjności, ciepła? A co z intelektem, lojalnością, charakterem? Czy nie należą one do kategorii piękna?
Społeczne lustro
W dawnych wiekach ciało zaniedbane, dyscyplinowane ascezą, na którym doświadczenie wyryło bruzdy, było wyznacznikiem wielkości duszy. Dzisiaj przeciwnie, niewypielęgnowane demaskuje nasze wnętrze, w społecznym odbiorze stając się nośnikiem informacji o jego niedoskonałości. Stąd osobę otyłą często odbieramy jako leniwą, przypisując jej słabość charakteru. Niechlujnej przyczepiamy etykietkę braku celu w życiu. Atrakcyjny wygląd staje się więc najbardziej publiczną cząstką naszego „ja”, widzialną częścią niewidzialnego. Nawet jeśli sami nie zwracamy uwagi na tuszę, ubranie, urodę, czujemy, że społeczne lustro odbiera nas według stereotypów. Coraz częściej też inni ludzie oceniają nas i budują z nami relacje przez pryzmat „obowiązującego” wyznacznika urody. Stąd narastające (szczególnie u kobiet) irracjonalne napięcia i lęki, konflikt między rozumem (czy dwie zmarszczki mniej lub utrata dwóch kilogramów uczynią mnie bardziej szczęśliwą) a emocjami, popadnie w kompleksy pod presją atrakcyjności fizycznej, której nie możemy sprostać. W naszej cywilizacji tylko maluchy akceptują swe ciało bez zastrzeżeń. Małe dziewczynki nie ubolewają, że mają za dużo fałdek i nie wyglądają jak koleżanki na reklamie mlecznej odżywki. Są uśmiechnięte i szczęśliwe. Niedługo potem zaczynają się uczyć, że wygląd decyduje o tym, jak jesteśmy traktowani. Europejskie badania przeprowadzone w ciągu ostatnich dziesięcioleci dowiodły, że już w pierwszych latach nauki szkolnej wysocy, dorodni chłopcy są lepiej oceniani przez nauczycieli. Odwrotnie dziewczynki, większe i cięższe bywają postrzegane jako mniej zdolne.
Te zachowania dorosłych sprawiają, że już w wieku 7–10 lat dzieci zwracają uwagę na wygląd własnego ciała. To zainteresowanie utrzymuje się do starości. Chcemy wyglądać tak, aby podobać się innym. Lekcje od życia utwierdzają nas w przekonaniu, że pomyślność ma związek z wyglądem. We współczesnej kulturze atrakcyjność fizyczna jest ważnym wymogiem społecznym. Sprawia on, że część z nas jest przekonana, iż od aparycji zależy powodzenie życiowe i szczęście osobiste. Wygląd, powierzchowność, prezencja określają los kobiety. „Brzydkie kaczątka” przestają wierzyć we własne siły i możliwości. Chociaż już bajki, np. „Piękna i bestia”, uczą nas, że wdzięk, gracja i nadobność nie sprowadzają się do wyglądu. Piękno nie zależy od kształtu twarzy czy postury, ciągle jesteśmy pod presją komunikatu płynącego z zewnątrz. Przyczynia się on do samooceny i wpływa na samopoczucie. Często siwe włosy, niedoskonałości cery lub sadełko na brzuchu sami odbieramy jako znak upływającego czasu, który nie pozbawia nas atrakcyjności, w myśl powiedzenia: „każdy wiek ma swoje prawa”. Ale gdzieś pod podszewką pozornemu dobremu samopoczuciu niektórych kobiet towarzyszy lęk, czy tak samo widzą mnie inni, chociażby najbliżsi. We współczesnym świecie powszechne jest bowiem zjawisko estetycznej dyskryminacji. Zbiorowość oceni gorzej i surowiej ludzi mniej sprawnych, nieszykownych czy starzejące się kobiety. Postrzega ich często jako kule u nogi.
Era pięknych kobiet
- Głównym składnikiem wizerunku kobiety zachodu jest waga – mówi dr Andrzej Depko, specjalista seksuolog. – Szczupłość oznacza atrakcyjność. W rezultacie ponad 90% pań jest okresowo na diecie, a liczba przypadków anoreksji i bulimii wzrasta z każdym rokiem. Według badań amerykańskich, 47% nastolatek oglądających magazyny mody, wyraziło chęć schudnięcia. Z polskich analiz przeprowadzonych w 2003 roku wynika, że połowa dziewcząt po obejrzeniu zdjęć bardzo szczupłych modelek wstydzi się swego ciała, gdyż odbiega ono od pożądanego standardu urody.
Psycholodzy uważają, że część kobiet (szczególnie młodych) traci wiarę w siebie i radość życia tylko dlatego, że ich sylwetka różni się od medialnego wizerunku. Zwłaszcza, gdy telewizyjny ideał z zachwytem w oku je czekoladowy batonik. Scena taka sprzyja myśleniu: „inni mogą jeść bezkarnie słodycze, tylko ja jestem jakaś gorsza, felerna, inna”. Dla wielu kobiet ciało (szczupłe, jędrne, atrakcyjne) zaczyna być podstawową wartością, z którą wyruszają w świat. Coraz częściej samoakceptacja jest uznaniem fizycznej atrakcyjności. Sprzyja jej miłość i adoracja ze strony partnera. Podziw i zafascynowanie mężczyzny nobilitują kobietę. – Natomiast przekonanie o nieatrakcyjności nie pozwala dostroić się do partnera oraz skoncentrować na własnych odczuciach – twierdzi dr Depko. Niepewna swego seksapilu kobieta jest jakby w ciągłym pogotowiu, czeka na sygnał: „czy mu się podobam, może jest mną już znudzony, rozczarowany”. Te kompleksy powodują zakłócenia seksualnej więzi. Ich następstwem bywa brak powodzenia, trudności w nawiązywaniu kontaktów lub niedostatek satysfakcji ze współżycia. Obawy (czasami obsesje) związane z ciałem burzą równowagę duszy, nie pozwalają cieszyć się życiem.
Często kobieta tym negatywnym myśleniem o sobie zaraża ukochanego, na którym jej zależy. Mężczyzna, wybierając partnerkę, zwykle widzi w niej księżniczkę, zawsze cudowną, kuszącą. Około 80% panów w dniu ślubu mówi: „moja żona jest piękna”. Jeśli potem zmienia zdanie, to dlatego, że wybranka patrząc w lustro dostrzega zamiast królewny kopciuszka, potworka, brzydulę. Jej ciągłe skargi i westchnienia: „na udzie mam cellulit, te worki pod oczyma są okropne, a gdybym tak poszła na operację nosa” – stają się zaraźliwe jak ospa. Jeśli kobieta bez przerwy dostrzega niedoskonałości nielubianego przez siebie ciała, partner przejmuje jej sposób myślenia. Zaczyna zauważać grube nogi i krostkę na brodzie. Przysłowiowy pryszczyk staje się trądem. Aby mężczyzna nie utracił przekonania, że żyje pod jednym dachem z piękną królewną, kobieta sama musi się za nią uważać.
Niska samoocena oznacza gorsze samopoczucie, zdrowie, mniejsze sukcesy w życiu. Pełna akceptacja zawyża szanse na sukces, bo działa motywująco, zachęca do wysiłku, w rezultacie do osiągnięcia lepszych wyników. Jest buforem chroniącym przed lękiem, stresem, niepewnością. Budzi przekonanie, że spełniamy standardy i oczekiwania.
Uśmiech dobry na wszystko
Mówimy o pięknie duszy, ale promujemy ciało. Wiele kobiet wrażliwych, mądrych, dobrych, bogatych duchowo, boi się, że inni ludzie dostrzegają tylko ich biust, nogi, kształtną sylwetkę. Czy mają rację? Na szczęście nie. Według badań PBS przeprowadzonych dla Dove większość mężczyzn uważa, że piękno nie sprowadza się do wyglądu zewnętrznego. Około 37% nie ufałoby modelowo pięknej kobiecie i sądzi, że nie miałoby z nią o czym rozmawiać. Tylu samo dobrze czułoby się w towarzystwie zwykłej dziewczyny oraz chciałoby się z nią zaprzyjaźnić. Rozliczne badania europejskie dowiodły też, że cechy takie, jak: życzliwość, lojalność, inteligencja, pasja mają często większy wpływ na to, jak jesteśmy postrzegani, niż wygląd zewnętrzny. Osoby ciepłe, sympatyczne, towarzyskie, pomocne są również odbierane jako szczęśliwe. Na ludzi chłodnych emocjonalnie patrzymy jak na wyniosłych ponuraków, bezwzględnych egoistów, którzy w sumie wydają się słabsi życiowo, żałośni, nieszczęśliwi. Cechą niezwykle pozytywnie odbieraną jest optymizm oraz uśmiechnięta twarz. Z badań amerykańskich wynika, że osoby uśmiechające się są postrzegane jako bardziej szczere, miłe, godne zaufania, uczciwe i kompetentne. Tak samo oceniana jest radosna twarz w Chinach. W tamtej kulturze istnieje też przekonanie, że jeśli widzimy uśmiech igrający na czyimś obliczu, sami czujemy się bardziej szczęśliwi. Jest on darem losu, naszą „czterolistną koniczyną”. Efekt uśmiechu sprawdza się też w Polsce. W 2006 roku przeprowadzono badanie, w czasie którego pokazano uczestnikom fotografie pięciu kobiet i mężczyzn. Oceniano takie cechy, jak: ugodowość, solidność, towarzyskość, opanowanie, inteligencję i szczerość. Na podwyższone oceny wpływał uśmiech na twarzach sfotografowanych ludzi (niezależnie od płci i wieku osoby oceniającej). Psycholodzy twierdzą, że ma on znaczenie nie tylko przy wartościowaniu człowieka, oddziałuje też na nasze zachowanie w stosunku do niego. Zachęca do współdziałania, spełnienia prośby, ulegania perswazjom. Uśmiechajmy się więc jak najczęściej: duszą i ciałem.
Chude nie jest zdrowe
Rząd hiszpański, który współfinansuje tegoroczną edycję pokazów mody w Madrycie, wyeliminował z udziału w niej 40% zbyt chudych dziewczyn. Zdaniem hiszpańskich władz, współczesne trendy przyczyniają się do wzrostu zachorowań na anoreksję wśród nastolatek i promują patologiczne wzorce urody. Ministrowie wraz z Hiszpańskim Towarzystwem Endokrynologii i Odżywiania zdecydowali, że modelka, która waży mniej niż 56 kg przy wzroście 175 cm, nie ma prawa wstępu na wybieg.
Debata o prawdziwym pięknie
W październiku br. rozpoczęła ją kampania Dove „Prawdziwe piękno” (prowadzona w wielu krajach świata). Podczas jej trwania odbędą się w największych miastach Polski cykle spotkań dla kobiet z udziałem ekspertów (psycholodzy, seksuolodzy), którzy odpowiedzą na pytania uczestniczek. Szczegóły na stronie internetowej:www. prawdziwepiękno.pl. Można zna-leźć na niej: * życiorysy modelek z bilbordów (rozwieszanych w całej Polsce); * materiały informacyjne związane z problemem samoakceptacji; * wymienić doświadczenia na internetowym forum.